Życie płata różne figle. Pozornie nieistotne wydarzenia okazują się mieć duże znaczenie. Przypadkowe osoby stają się najważniejszymi a najważniejsze zupełnie obcymi. Damiena poznałam właśnie przypadkiem, wpadliśmy na siebie w supermarkecie. Przystojny, średniego wzrostu blondyn o zielonych oczach, w dodatku całkiem dobrze zbudowany zrobił na mnie niemałe wrażenie. Po krótkiej rozmowie okazało się, że ma również świetne poczucie humoru. Ale ja już znałam takich mężczyzn. Albo byli kobieciarzami albo narcyzami, a bardzo często posiadali obie te cechy. Nie był mi do życia potrzebny toksyczny związek. Bardzo długo zajęło mi zaufanie mu, nie należałam do naiwnych osób. On jednak się nie poddał, wyciągał mnie na spacery, do kawiarni, kina, kupował kwiaty, obsypywał komplementami. Tym sposobem z czasem przekonał mnie do siebie, nie był nachalny, sprawiał wrażenie porządnej osoby. Mimo mojego uporu po pewnym czasie staliśmy się parą, zamieszkaliśmy razem, szanowaliśmy się wzajemnie i cieszyliśmy swoim towarzystwem. Mieliśmy duże plany, miałam skończyć studia a w tym czasie on miał zarobić na budowę naszego własnego domu. Wszystko szło po naszej myśli, przysłowiowa sielanka. Tak to jednak w życiu bywa, że wali się na głowę w najmniej oczekiwanym momencie. Wiec nie spodziewałam się, że kiedy późnym wieczorem, jak co piątek, wrócę z zakupów spożywczych zastanę go razem z blond pięknością w naszej sypialni. A przyznam sytuacja była już mocno rozwinięta. Dosłownie zamarłam, stałam i patrzyłam na nich tępym wzrokiem. Po chwili, rzuciłam na podłogę wszystkie reklamówki, rozsypały się na podłodze, rozzłoszczona złapałam lafirynde za włosy i ściągnęłam z mojego faceta. Zaskoczona nawet mocno nie protestowała, wiec szybko i sprawnie wyrzuciłam ją za drzwi. Wszystkie jej ubrania, a było ich nie wiele, kawałek materiału uchodzący chyba za sukienkę i para dość wysokich szpilek, wylądowały za oknem. Damien siedział na łóżku, nagi, z przerażeniem wpisanym na twarzy. Podniósł się kiedy zaczęłam iść w jego stronę. Przybrał skruszoną minę i zadaje mi się, że wypatrywał swoich ubrań. Zamachnęłam się i trzasnęłam go z całej siły w policzek. Zaskoczony uniósł dłoń i dotknął czerwonego śladu. Wyjęłam z szafy dresowe spodnie i koszulkę, zamknęłam się w łazience. Wściekłość aż ze mnie kipiała, musiałam coś ze sobą zrobić, żeby nie zabić od razu tego idioty. Przebrałam się, związałam włosy w wysoki kucyk i wyszłam. Damien stał oparty o ścianę, tym razem ubrany.
- Wrócę jeszcze tylko po moje rzeczy. - stwierdziłam przechodząc koło niego i poprawiając na szybko upięte włosy
- Kochanie daj sobie wytłumaczyć... - złapał mnie za ramię, powodując, że przystanęłam na moment, patrzył na mnie błaganie.- Nie musisz, wszystko tu jest oczywiste! - wyrwałam ramię z uścisku i omijając porozrzucaną żywność wybiegłam na klatkę.
Mało nie wpadłam na tę lafirynde, widząc jak zakłopotana nie wie co zrobić mimowolnie się uśmiechnęłam. Damien biegł za mną, spowolniła go przyklejając się do jego ramienia, skrzywiłam się i mocno pchnęłam drzwi. Z hukiem uderzyły o ścianę, wciągnęłam głęboko w płuca rześkie powietrze i pobiegłam przed siebie, najszybciej jak mogłam. Nie dał rady, nie dogonił mnie. W sumie nawet mnie to nie zdziwiło, emocje, adrenalina i prośby blondyny zrobiły swoje. Biegłam krętymi uliczkami do puki starczyło mi sił. Zaczęłam zwalniać, w końcu zziajana oparłam się o barierkę mostu. Patrzyłam w ciemną jak smoła tafle rzeki. Zatrzęsłam się, było naprawdę chłodno, mogłam wziąć ze sobą sweter, a nie od razu wybiegać jak głupia. Przypomniał mi się powód całej awantury. Dzięki wysiłkowi złość minęła, ale jej miejsce zajął smutek. Nie miałam już nikogo, byłam sama, całkiem sama. Zacisnęłam dłonie na chłodnej barierce. Będę musiała się wyprowadzić z mieszkania, nie mam dokąd. Może uda mi się coś wynająć, będę musiała iść do pracy, będę musiała rzucić studia. Łzy pociekły mi po policzkach, starłam je wierzchem dłoni. Wszystkie plany legły w gruzach. Nie miałam za co żyć, nie miałam nawet z kim teraz porozmawiać, kogo poprosić o pomoc. Zanim zdążyłam się dobrze zastanowić nad tym co robię, wdrapałam się na barierkę. Spojrzałam w dół jednocześnie pociągając nosem, rozpuściłam włosy. Skoro nie miałam już nic to co mi szkodzi. Ironia, kiedy zabierze się człowiekowi wszystko staje się zdolny do wszystkiego. Zatrzęsłam się po części z zimna po części ze strachu. Uniosłam jedną stopę, balansowałam tak, zastanawiając się czy zrobić jeszcze krok. Przymknęłam oczy, wręcz czułam jak druga podeszwa zasuwa się z poręczy. Wiatr muskał moje włosy, z nieba nagle lunął deszcz, przemokłam do suchej nitki. Zachwiałam się, z uśmiechem, uświadomiłam sobie, że za parę sekund spadnę, że nie będzie już żadnych problemów. Przechyliłam się w przód przesądzając swój los. Nagle na mojej talii zacisnęły się męskie dłonie, szarpnęły mną w tył z taką siłą, że z krzykiem upadłam na chodnik...